Jestem wprawdzie trochę spóźniona - u mnie jest już poniedziałek - ale chciałam życzyć wszystkim radosnych Świąt Wielkiejnocy!
Ci, którzy mnie bliżej znają, wiedzą, że należę do osób stosunkowo religijnych. Nie pójście do kościoła w Wielkanoc było w moim przypadku absolutnie wykluczone. Zresztą, nawet nie chodzenie co tydzień na mszę... Niby częściowo pogodziłam się z tym, że jeśli okaże się to niemożliwe, to trudno, nie będę jeździła przecież na drugi koniec miasta - ale wcale mi się ta myśl nie uśmiechała. Smutno tak jakoś.
Problem w tym, że "japoński katolicyzm" praktycznie nie istnieje. Japończycy w olbrzymiej większości wyznają shinto i buddyzm, przeważnie zresztą oba naraz... Chrześcijanie stanowią tu jakiś 1% populacji. Dodając do tego fakt, że połowa tego to pewnie protestanci, znalezienie w pobliżu katolickiego kościoła wydawało mi się prawie niemożliwe.
Poszłam poradzić się do pani Masy z recepcji. A jaki kościół mi potrzebny? A, katolicki? Ach, tak - no to ona skontaktuje się z panem Paulem (szefem całego tego projektu wymianowego). Tego samego dnia wieczorem znalazłam w skrzynce mailowej maila od pana Paula, z danymi trzech kościołów, które zna. Ale niestety - kiedy wpisałam ich adresy w google maps doszczętnie się przeraziłam. Wszystko to było tak daleko...! Dojazd drogi. Nawet rowerem byłoby daleko. Co tu zrobić...?
W sumie nie pamiętam już dokładnie, co zrobiłam. Przybliżyłam mapę i skanowałam, kawałek po kawałku, okolice Kyoto Sangyo Daigaku? Prawie zdecydowałam się na kościół w Kitaoji i przypadkiem znalazłam kolejny? W każdym razie, jakimś cudem odnalazłam na mapie mały kościół, do którego spokojnie mogłam dojść pieszo spod Kamigamo Jinji. Ta pierwsza niedziela tu była dość wyjątkowa, bo nie miałam jeszcze roweru, za to pod Kamigamo wyjątkowo, mimo niedzieli, jeździł shuttle bus. Jak na jeden raz mnie urządzało. A potem... A potem niezbędny mi był rower. Który, jak wiecie, zdobyłam ;).
Dzień czy dwa przed mszą wybrałam się na małą wizję lokalną, żeby upewnić się, że ten kościół naprawdę istnieje, a nie jest tylko wymysłem googli. Z aparatem, oczywiście.
Kościół - trzeba to przyznać - urodą nie powala. Wygląda w sumie jak normalny, dość brzydki dom...
...ale ma jednak pewien charakterystyczny znak rozpoznawczy.
Z podwórza, na które jakimś cudem ośmieliłam się wtargnąć, można wejść do trzech pomieszczeń. Znaki niby znam, ale... Cóż, raczej nie uczyliśmy się na zajęciach terminologii obowiązującej wśród japońskich katolików. Robię więc zdjęcia wszystkiemu, czego tu nie rozumiem, żeby w domu móc to na spokojnie sprawdzić. Tutaj seido, czyli kościół, sanktuarium...
...shisaikan, czyli dosłownie "pomieszczenie z księżmi", obstawiam więc dom parafialny...
...i dendoukan, czyli sama nie jestem pewna co. Salka katechizacyjna? Zapewne...
A dzień czy dwa później, w niedzielę, poszłam na mszę. Spodziewałam się wielu gajdzinów - no bo przecież w Japonii katolicyzm nie istnieje, prawda? A tu zonk. Sami skośni. Kiedy minął mi pierwszy szok dostrzegłam w jednym z pierwszych rzędów jedną białą kobietę, po mszy też mężczyznę. Wszystko. Reszta to Japończycy.
Japońskie Ave Maria... |
...i Ojcze Nasz. |
Dostałam śpiewnik, rozpiskę mszy, kartkę z modlitwami, gałązkę palmową i starałam się nadążyć za tym, co się tam działo. Trochę ciężko było mi się połapać w tych wszystkich kartkach, ale jako tako dawałam sobie radę. Nawet ludzie nie przyglądali mi się jakoś szczególnie natarczywie... Od czasu do czasu ktoś mi coś podał, coś podpowiadał etc. - ale nikt nie patrzył na mnie jak na aliena. To znaczy, dopóki trwała msza...
Bo gdy tylko msza się skończyła, wyszła na środek "pani od ogłoszeń". A że to mała wspólnota, to doskonale zauważyła, że przybył ktoś nowy. Oprócz mnie był jeszcze jeden chłopak, Azjata... Pani poprosiła nas o przedstawienie się. Chłopak coś wyburczał (kolejny moment, w którym dochodzę do wniosku, że zupełnie nie znam japońskiego...), po czym przyszła kolej na mnie.
Tak szczerze... Uwielbiam to, że nikt tu nie oczekuje ode mnie, że będę umiała mówić po japońsku. Wszyscy na pierwszy rzut oka widzą, że Japonką to ja nie jestem - a skoro tak, to pewnie jestem Amerykanką i nie mam o japońskim pojęcia. Więc kiedy zaczynam mówić, czasem wysilając się nawet na jakieś mądrzejsze formy tudzież keigo, patrzą na mnie z taką mieszaniną radości i zdumienia na twarzach... A potem przychodzi czas na "jak ty wspaniale mówisz po japońsku!". Nic to, że tylko się przedstawiłam, powiedziałam skąd przyjechałam etc. Ale wspaniale! O, i to jest motywacja do nauki... :)
Tu, oczywiście, nastąpiło to samo. Msza się skończyła, a Japończycy po kolei podchodzili do mnie, zadając mniej więcej te same pytania. Wspaniale mówisz po japońsku! Polska, tak? O, to daleko. A, studiujesz na Kyoto Sangyo? A gdzie mieszkasz? W akademiku? Z innymi gaikokujinami? Och, to wspaniale! A ile uczyłaś się japońskiego? Jedna pani poinformowała mnie, że też uczy japońskiego, ale początkujących. Inna, że była w Polsce, w Auschwitz (przy takich informacjach jestem nieźle skonsternowana - ja NIE byłam). Inna zapytała, czy w Polsce mówi się po angielsku. Cała wspólnota zabrała się za sprzątanie kościoła, a kiedy zapytałam, czy mogę jakoś pomóc, dostałam do ręki odkurzacz - ale i tak co chwilę musiałam go wyłączać, bo ktoś podchodził i zagadywał...
Bardzo, bardzo pozytywne wrażenia. Wracałam stamtąd w doskonałym humorze.
Pozwolili mi nawet, bez najmniejszego problemu, zrobić zdjęcia w środku :).
Tablica z rozpiską pieśni, których należy szukać w śpiewniku. Bez problemu umiem odczytać tylko "pieśń na wejście" i "pieśń na wyjście" ;).
Na Wielkanoc poszłam jednak do innego kościoła - bo zebrała się nas większa grupa, która wolała iść dalej na 11, niż bliżej na 9. Ale o tym następnym razem, bo budzik mi dzwoni i muszę przyszykować się do pierwszego dnia zajęć. To be continued...
Wesołych i słonecznych Świąt Wielkanocnych, Aniu!^^
OdpowiedzUsuńHaha, google jednak niezawodne _^_;
To ciekawe z tym przedstawianiem się w kościele. Chociaż z drugiej strony, jeśli to mała wspólnota religijna i każdy się mniej więcej zna...
Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne wpisy xD
Pozdrawiam ciepło!
Zawsze zastanawiałam się jak wygląda Msza katolicka tam w Japonii ^^ I gdzie wgl są takie kościoły.
OdpowiedzUsuńZ tym przedstawianiem się niezłe zaskoczenie.
Hm...Kościół na pierwszy rzut oka wcale nie wygląda jak kościół ;p Ale potem to już tak...
Tych modlitw jeszcze niestety nie jestem w stanie odczytać :]
Chętnie poczytam ciąg dalszy ;)
I Wesołych Świąt! ^^
A msza wygląda u nich tak jak u nas, czy są jakieś zupełnie inne elementy?
OdpowiedzUsuńMsza wygląda zupełnie tak samo, więc nie jest źle. Łatwo się połapać. Jedyna chyba różnica to to, że nie klękają podczas przemienienia etc, tylko się mocno kłaniają. No i chyba biorą komunię na rękę - przynajmniej w tym drugim, "Wielkanocnym" kościele na pewno tak robili.
OdpowiedzUsuńTakie różnice to nawet w Poznaniu można znaleźć ;) To czekamy na dalsze zeznania :P
OdpowiedzUsuńW takim razie, powiem szczerze, że po pierwsze nie wiedziąłem że Japończycy sa aż tacy mili a po drugie, bardzo się cieszę, że zdajesz tak szczegółowe relacje z których można się dowiedzieć fajnych rzeczy ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł ;)
Czekamy z niecierpliwością na dalsze zeznania ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zimnej Bydgoszczy ...
Jesteśmy właśnie w Kioto, czy możesz podać adres jakiegoś kościoła katolickiego
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy nie jest już na to za późno, ale może jeszcze się przyda:
OdpowiedzUsuńKoyama Church, czyli ten, do którego ja chodzę: 12-1,KAMIHATSUNE-CHO, KITA-KU,KYOTO-SHI
Koyama, 603-8171 JP
Takano Church, w którym byłam w Wielkanoc: 7,MORIGAMAE-CHO, SAKYO-KU
Shimogamo, 606-0866 JP
Więcej, niestety, nie znam...
Jeszcze Katedra:
OdpowiedzUsuńKawaramachidori-sanjoagaru, Nakagyo-Ku
Kyoto, 604-8006 JP
Teraz to już na pewno Wam się to nie przyda, ale tak na przyszłość, może ktoś inny skorzysta... http://www.kyoto.catholic.jp/new/english/address.html
OdpowiedzUsuńAlbo to, o: http://www.kyoto.catholic.jp/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, czytałam komentarze i cokolwiek wiem więcej. A te informacje też były mi potrzebne. Aleksandra
OdpowiedzUsuń