Ania, czy ten twój blog będzie tylko o jedzeniu?! - zapytała mnie jakąś godzinę temu Cecca, kiedy zobaczyła, że obfotografowuję kolejne pati*, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkiego, co znajdowało się na stole. Cóż... Nie miałam tego w planach, ale rzeczywiście - wyszło jakoś tak, że w kółko chwalę się tym, co jem. Japonia jest mocno droga, więc bardzo się cieszę, kiedy mam okazję najeść się za darmo albo za niewielkie pieniądze. A nasze party, jako że przygotowujemy je sami, są wyjątkowo ekonomiczne :).
Część odwiedzających tego bloga z niepokojem myśli o tym, co ja tu jadam. Zwłaszcza sukiyaki wzbudziło w co niektórych lekkie przerażenie ;). Tym razem będzie więc o wiele bardziej swojsko. Dzisiejsze party, które skończyło się niecałą godzinę temu, przygotowywali Francuzi (a właściwie jeden Francuz, Alexandre - bo drugi, Coco, okazał się być uczulony na sakurę i jego wyjście na hanami zakończyło się wizytą w szpitalu...). Nazywało się to szumnie "crepe party". I choć moi tutejsi współlokatorzy usiłowali mnie przekonać, że to zupełnie co innego niż naleśniki, że crepe są cieńsze, to ja i tak wiem swoje - naleśniki Łukasza wyglądają absolutnie identycznie jak to, co przed chwilą jadłam :).
Jakby nie mogli nazwać tego pancake party. A tak ludzie nie umieli tego poprawnie wymówić i wychodziły z tego różne crab, a nawet (moje ulubione) crap party...
Przyszłam na miejsce, kiedy impreza była już w pełni rozkręcona. Tzn., dobra połowa naleśników była już zjedzona, a wszyscy byli w doskonałych humorach.
Nie mam pojęcia, gdzie oni pokupowali okład na te naleśniki. Najwyraźniej, wbrew moim obawom, można tu kupić i smaczną czekoladę, i śmietanę. A już się poddałam...! Muszę dokładniej przeszukać Lawsona...
Oczywiście, wszystkie naleśniki zniknęły ze stołu w błyskawicznym tempie. Biedny Alexandre, który został sam ze wszystkim na głowie i najwyraźniej nie spodziewał się, że wszyscy będą mieć taki spust, usiłował zdobyć od ludzi mleko, mąkę, masło i jajka. Wspólnymi siłami udało nam się jakoś zgromadzić co trzeba (ja akurat miałam na zbyciu mleko) i chłopacy zabrali się za smażenie kolejnej partii.
Zestresowany Alexandre...
...i pomagający mu Nathan. A przynajmniej jego ręka ;).
Dobre 7/8 I-Housu czekające na jedzenie...
...Fei, czyli Panda-chan, wyjadająca bitą śmietanę z miski...
...Tobi, zdaje się, że ukrywający się pod stołem przed Ceccą (sekuhara kwitnie ^^)...
...Amy z naleśnikiem, Fei i znów Tobi, który najwyraźniej ma ochotę na naleśnika ;).
I znowu Fei i Amy. I kubki z czekoladą...
...którą koniecznie muszę znaleźć w sklepie!
Gochisosama deshita*.
Obstawiam, że Alexandre jest Bretończykiem ;)
OdpowiedzUsuńPs. Pozdrowienia z Bretanii. Naleśniki jadłam w sobotę :)
Szkoda, że u mnie w akademiku nie ma takiej wspaniałej atmosfery, jaka panuje u Was...
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi smaka na naleśniki! :3
Muszę gdzieś skoczyć na naleśniki. Narobiłaś mi smaku. ALbo kogoś nakręce żeby zrobił naleśniki.
OdpowiedzUsuńBTW - jak Twoje zdrowie i samopoczcucie ? Jak zniosłaś zmianę strefy czasowej i zmianę nawyków żywieniowych ?
Gorące pozdrowienia. Miłego dnia !
Oj coś czuję, że niedługo i u nas naleśniki będą ;P A Ci powiem, że moje naleśniki chyba też tak wyglądają - nie wiem jak w smaku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam