Wspomniałam już przynajmniej raz o planowanej przez nas wycieczce do okinawskiego oceanarium, którą ostatecznie odłożyliśmy na później. Tym razem nawet nie próbowałam oszukiwać samej siebie, że przesuwam termin na "jutro" (które zazwyczaj następuje po jakiś 3 dniach, jak nie później :P). Ale co się odwlecze...
Nie jestem jakąś szczególną fanką takich miejsc. Nie lubię chodzić do zoo - i to nie ze względu na zwierzęta w klatkach, tylko zwyczajnie się tam nudzę. O, słoń. O, żyrafa. Fajnie. W przypadku oceanarium jest jeszcze gorzej: ryba, ryba, ryba, nogi mnie bolą, jestem głodna, chcę do domu, o nie, znowu ryba, fuj, co to za obrzydliwe morskie insekty... Z drugiej strony ciągle pamiętam sceny z Czarodziejki z Księżyca, kiedy to Haruka i Michiru spotykały się w jakimś gigantycznym, tokijskim oceanarium, z akwariami wypełniającymi całe ściany. Jako dziecko zachwycałam się atmosferą tego miejsca - nie rybami, a właśnie atmosferą. A że okinawskie oceanarium Churaumi jest (ponoć) największe na świecie, miałam nadzieję na podobny klimat jak w kreskówce...
Zdjęć mam zdecydowanie za dużo. I na wszystkich są ryby ;).
|
Mój faworyt ;) |
|
A myślałam, że takie rzeczy to tylko w Gdyni... |
|
Nieśmiała ryba |
|
Rrrrrrrrrekin |
|
Nie, nie pytajcie - ja też nie wiem, co to jest ^^ |
|
Meduzy - kuzynki paskudztwa, przez które strach się na Okinawie kąpać |
|
Prokreacja koników morskich - tablica edukacyjna |
|
I kto będzie teraz mądry i powie mi, gdzie jest Nemo? |
|
Najbardziej epicka sala oceanarium |
|
Lewa: mózg rekina. Prawa: mózg delfina. |
|
Gabinet Severusa Snape'a |
|
Nago Fish Terminal |
Churaumi to nie tylko oceanarium - znajduje się tam też plaża, delfinarium, miejsce stylizowane na okinawską wioskę, ogród botaniczny i chyba nawet park motyli. Ale że przyjechaliśmy tam stosunkowo późno (sama podróż z Nahy do Nago zajęła nam dobre 3 godziny), nie zdążyliśmy zajść już nigdzie więcej. Trochę szkoda. Ale z drugiej strony, dzięki temu uniknęliśmy tłumów i mogliśmy naprawdę coś w tym oceanarium zobaczyć zamiast patrzeć bez przerwy pod nogi, żeby przypadkiem nie zdeptać jakiegoś małego Japończyka ;).
Genialne i prosimy o więcej!
OdpowiedzUsuńNajbardziej szkoda tego parku motyli, brzmi bardzo... interesująco. :)
Haha, małego Japończyka? xDDD
OdpowiedzUsuńA tak na serio - właśnie czytałam o tajfunie. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.
Chodziło mi o dzieci ;). Bo Japończycy uwielbiają do takich miejsc chodzić z dziećmi - nawet tak małymi, że nie ma to najmniejszego sensu, bo tylko męczą się w tłumie...
UsuńCoś mam wrażenie, że Wy tam w Polsce więcej wiecie o tym, co się w Japonii dzieje, niż ja ^^. Tajfun niby miał być, ale chyba przyszedł w nocy... Na nic się nie przydał, nawet zajęć nam nie odwołali :P.
Tak, tak, jakkolwiek to zabrzmiało... dwuznacznie xDD'
OdpowiedzUsuńHehe, no widzisz, ile to informacji człowiek znajduje w Internecie xD' Ale świetnie, że wszystko w porządku - ha, jeszcze byś chciała odwołane zajęcia xP Akurat pierwszego października. No ładnie, ładnie (^_-)
Raz juz mielismy, w ubieglym semestrze :P. Przyszlismy na zajecia, a po pierwszej godzinie wszedzie byly juz porozwieszane kartki z informacja, ze idzie tajfun, wiec mamy wracac do domow... Dali nam jakies 3-4 godziny w zapasie, bo niektorzy dojezdzaja tu nawet z Osaki. Nie obrazilabym sie za powtorke ;)
Usuń