sobota, 11 sierpnia 2012

Kyoto by night

A właściwie nie tyle samo Kioto, co kiotyjska wioska na jego północnych obrzeżach.

Wieczorne - bądź wręcz nocne - spacery są tutejszą tradycją prawie od początku mojego pobytu w Japonii. Początkowo wynikały z tego, że dnie spędzaliśmy na uczelni i dopiero pod wieczór (który, tak swoją drogą, zapada tu o wiele szybciej niż w Polsce) mieliśmy czas na chwilę odpoczynku. Mniej więcej od początku lipca doszedł do tego kolejny powód - po prostu dopiero w nocy jest czym oddychać. Dlatego też nawet teraz, kiedy nie mam już zajęć, opuszczam I-House w dzień tylko wtedy, kiedy muszę iść do pracy*...

Jutro upływa termin wpłaty pieniędzy za busa, który ma nas zawieźć pod górę Fuji, wybraliśmy się więc na spacer do konbini. Bo, choć na początku wydawało mi się to nieprawdopodobne, tu takie rzeczy często załatwia się właśnie tam. Nawet za ubezpieczenie zdrowotne i czynsz płaci się w konbini... Najbliższe - Minisutoppu, czyli Mini-stop - nie należy jednak do tych najbardziej popularnych sieci, w których można uregulować chyba wszystkie możliwe płatności; musieliśmy więc zawędrować kawałek dalej, do Seven Eleven

Spacer do Seven Eleven zajmuje mniej więcej pół godziny w jedną stronę. Dobrze znam tamte rejony. Tuż obok znajduje się pewna buddyjska świątynia, która przez pewien czas była moim przeklętym miejscem...



Przeklęta czy nie, Myouman-ji robiła i nadal robi na mnie wrażenie. Pierwszy raz zwróciłam na nią uwagę już pod koniec kwietnia, kiedy wracałam z Nary. Od tamtego czasu byłam w niej (a właściwie pod nią - wieczorem brama do świątyni jest zamknięta; jedynie raz odwiedziłam ją w dzień i faktycznie weszłam na jej właściwy teren) niezliczoną ilość razy. Dziś nareszcie pamiętałam o tym, żeby wziąć ze sobą aparat i uwiecznić parę scen ze zwykłego, wieczorno-nocnego życia kiotyjskich przedmieść.

Przydałby mi się statyw. Zazwyczaj robię zdjęcia "z ręki" - i efekt jest, jaki jest...

 
 

 

* Co zresztą chcę od jutra zmienić - siedzenie na tyłku przed ekranem stanowczo mi się już znudziło. Na dobry początek planujemy albo wycieczkę do Uji, albo kolejną wizytę w Kibune-jinji (tym razem z zajściem do Kuramy, w której jeszcze nie byliśmy).

1 komentarz:

  1. Magicznie. Robi wrażenie (nawet na fotografiach).

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o podpisywanie komentarzy. W jakikolwiek sposób. Dziękuję :)