środa, 2 stycznia 2013

Boże Narodzenie i Nowy Rok

Witam wszystkich serdecznie w Nowym Roku! Dziękuję za wszystkie życzenia, jakie dostałam i przepraszam, że na część z nich nie zdążyłam na czas odpowiedzieć. Do 27. grudnia mieliśmy zajęcia, nie dało się więc za bardzo poczuć świątecznej atmosfery... I z wolnym czasem też było dość kiepsko. Przepraszam również ewentualnych wariatów, którzy być może wysłali mi SMSy z życzeniami; mój telefon od dłuższego czasu działa w trybie samolotowym (bo i tak z niego nie dzwonię ani nie piszę, a zżera to jakieś 10x mniej baterii), więc nie wiem nawet, czy cokolwiek dostałam.

Popełniłam kiedyś speecha o tym, jakie to bez sensu, że Japończycy obchodzą Boże Narodzenie. Speech sam w sobie był o tyle bezsensowny, że oni go wcale nie obchodzą. Zajęcia przez całe Święta! 24. grudnia siedziałam na uczelni do 16:30. Następnego dnia - do pracy, na ranną zmianę. Wcześniej marzyła mi się jakaś wspólna, I-Housowa wigilia, ale przy takim grafiku nie miałam szans niczego porządnie przygotować. Ograniczyliśmy się więc do tradycyjnego ciasta bożonarodzeniowego z truskawkami i bitą śmietaną, które zamówiliśmy w Mini Stopie, barszczu z paczki (którego nikt poza mną i Andrzejem nie tknął - chociaż Jessica dzielnie walczyła), Glühweinu (kupionego bodajże przez Davida na osakijskim Weihnachtsmarkcie), pierniczków, migdałów, orzechów, czekoladowego gwiazdora i takich tam. Miała być jeszcze tradycyjna pizza, ale okazało się, że odkąd zamknęli najbliższy punkt Dai's Kitchen przestali dowozić cokolwiek na nasze wywiejewo. Jessica poratowała Tobiego i Davida makaronem, równie pasującym do okazji jak pizza... 
I choć byłam pełna obaw, że będzie nudno i wyjdzie nam z tego raczej stypa niż wigilia, to ostatecznie było bardzo miło. David zrezygnował z wyjazdu do Tokio, krótko przed "kolacją" doprosił też Jessicę,  ostatecznie spędziliśmy więc te parę godzin w prawie idealnym, siedmioosobowym gronie. I nawet mój szal, który robił na obrus, jakoś to przeżył ;).

Tradycyjne ciasto świąteczne.

O, zapomniałam o tradycyjnym, bożonarodzeniowym sushi :P
Od lewej: An-chan, Jessica, David, Tobi i Daniel.
Aż zaczęliśmy śpiewać 'Happy Birthday'... Co, jakby się głębiej zastanowić, nie jest aż tak bezsensowne, jak się w pierwszej chwili wydaje.



Sylwestra natomiast spędziliśmy w domu tutora Daniela, Sakatu-kuna. "Domu" to trochę za dużo powiedziane - Sakata-kun nie pochodzi z Kioto i tylko wynajmuje tu mieszkanie z dwójką kolegów. Nie wiem, czemu żaden z chłopaków nie wrócił do rodziny na Nowy Rok - to tutaj najważniejsze święto w roku, które większość Japończyków spędza (ponoć) równie rodzinnie, jak my Boże Narodzenie...
Japoński Sylwester jest jakiś taki smutnawy w porównaniu do polskiego. Nie ma zwyczaju imprezowania do rana, nie ma fajerwerków (nawet w Tokio!); zamiast tego słychać tylko dudnienie świątynnych dzwonów. Sakata i reszta sami się z tego śmiali - za granicą wielki hałas, sztuczne ognie, a w Japonii tylko pojedyncze "gannnnnnn". W sumie to bardziej ich to bawiło niż nas...

Czas do północy spędziliśmy przy telewizorze, oglądając kouhaku - coroczny sylwestrowy program muzyczny, nadawany przez NHK. Wykonawcy (niektórzy występujący już po raz n-ty, inni dopiero pierwszy) podzieleni są na dwie drużyny: czerwoną i białą. I śpiewają, jeden po drugim. Publiczność zgromadzona na sali i telewidzowie głosują na te wykonania, które im się podobały, a ok. 15 minut przed północą głosy są podliczane i wyłania się zwycięską drużynę. Dla mnie było to o tyle ciekawe, że wszyscy występujący to zawodowi piosenkarze - znani na tyle, że o niektórych nawet ja słyszałam. Program prowadzili wspólnie Maki Horikita i chłopacy z Arashi; wśród występów zaś znalazło się miejsce dla mega popularnego AKB48, a nawet dla debiutującej w tym roku Kyari Pamyu Pamyu. Było też parę piosenek, które naprawdę mi się spodobały - tym razem wcale nie ze względu na elementy humorystyczne. Filmików z samego programu jeszcze na YouTubie nie ma, ale...

Kyari Pamyu Pamyu - 'Fashion Monster' i 'Tsukema tsukeru'; wykonała miks obu piosenek. Strasznie wpadają w ucho, bezczelne.

 

Ikimono Gakari - 'Kaze ga fuite iru'


I moja ulubiona: Saito Kazuyoshi - 'Yasashiku naritai'


A po północy poszliśmy całą szóstką do Kamigamo-jinji, na tzw. hatsumode. Czyli po prostu pierwsze odwiedzenie chramu w nowym roku. Tym razem połowa zdjęć jest autorstwa Daniela - ja dopiero pod koniec zebrałam się i zaczęłam cokolwiek fotografować.







2 komentarze:

  1. strasznie śmieszny ten mikołaj z krisumasu keki ;D [ten czerwony nos jakby troszkę napił....]

    Szkoda, że w Japonii nie ma takiej tradycji jak u nas bo uwielbiam te wszystkie przygotowania: sprzątanie, oglądanie telewizji z rodziną i duuużo wolnego, a w wigilię pełno dobrego jedzonka [a nie ciasto xD]

    あけましておめでとう
    Wszystiego dobrego w Nowym Roku :D

    Ned

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohoho, Kouhaku oglądaliście xD

    A Twój szal... pięknie się prezentował w formie obrusu (szkoda, że nie biało-czerwony ; )) xDD'''

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o podpisywanie komentarzy. W jakikolwiek sposób. Dziękuję :)