wtorek, 3 kwietnia 2012

Sukiyaki paatii

Miało być o czym innym, ale mój aparat odmówił współpracy w kulminacyjnym momencie i muszę dopiero pozbierać zdjęcia. Całe szczęście, że wszyscy tu noszą ze sobą aparaty, obojętnie gdzie się nie ruszą...

Dziś bardzo krótko i prawie w 100% obrazkowo - czyli mała fotorelacja z naszego sukiyaki party.

Czym jest sukiyaki? Cóż...

Bierzemy japońskie grzybki, tofu, pora i inną zieleninę...


...kroimy...

  

 ...i odkładamy na bok, żeby nam nie przeszkadzało :P.


Następnie zajmujemy się sosem. Dokładnych proporcji nie pamiętam, ale był tam z pewnością sos sojowy i mirin, czyli słodka sake... W której alkoholu w ogóle nie czuć. Przynajmniej po wymieszaniu z sosem.



Następnie do akcji wkracza najważniejsze: plastry wołowiny.



Wołowinę smażymy. Też nie wiem dokładnie jak i co się dalej robi, bo na tym etapie nie zostało dla nas nic do roboty i zostaliśmy, niestety, wyrzuceni z kuchni. Efekt wygląda całkiem smacznie, choć mi wersja surowa podobała się bardziej ;).
  

 

Tofu z kolei gotujemy w sosie.


 No i przy okazji, rzecz jasna, dobrze się bawimy :).


 A na koniec wszystko wrzucamy do jednego gara. Tadam!


Ale... To jeszcze nie wszystko.

Sukiyaki to nie zupka. Je się to zupełnie inaczej. Bierzemy miseczkę, najlepiej głęboką i... wbijamy do niej surowe jajko. Po rozbełtaniu możemy zacząć jeść. Łowimy pałeczkami kawałki jedzenia w garze, obtaczamy w jaju i jemy. Itadakimasu!


A na sam koniec - bonus, czyli makaron udon. Myślałam, że już nic nie zmieszczę - no, ale skoro przyszło coś nowego, to trzeba zjeść ;).


Dodam jeszcze tylko, że całe to party kosztowało nas 400 jenów na osobę. Dzień później, kiedy byłam w centrum miasta, widziałam sukiyaki w restauracji - za 3000...

7 komentarzy:

  1. Nieee, to nie dla mnie ;) Musiałabym być bardzo głodna żebym coś tak wyglądającego miała zjeść :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie smakuje lepiej niż wygląda:) Dobrze, że jestem przed kolacją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem strasznie wybredną osobą, więc ciężko powiedzieć czy w ogóle byłabym w stanie czegoś takiego spróbować, ale doświadczenie na pewno świetne ;)

    A na tym zdjęciu gdzie jest cała grupa ta z tyłu to może ty? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Huhcio: Karmiące matki nie powinny nawet myśleć o surowym jaju :P. A w ogóle strasznie się cieszę, że Cię tu widzę. Wzruszam się :).
    @ Beata, Zbyszekspir: Mi to nawet wyglądało dobrze :). No cóż, tylko to jajko... Po jakimś czasie miałam dosyć. Zdecydowanie wolę kogel mogel albo tatara ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Paulaaaa: Przepraszam, Blogger wrzucił mi Twój komentarz do spamu :/. Dopiero go znalazłam... Sukiyaki było naprawdę smaczne. A jeśli masz jakieś obiekcje co do surowego jaja, to nie ma problemu, można go nie jeść :). Jeden chłopak z Wielkiej Brytanii jadł bez jajka, bo bał się salmonelli.
    Do tej pory wszystkie zdjęcia, które wrzuciłam, są moje, więc mnie na nich nie widać :). Z tyłu stoi Rosario z Argentyny :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Cały opis niczym thriller. Piekne fotki jedzenia podczas przygotowania. Z każdym zdjęciem smaku coraz bardziej nabieram . . . aż tu te surowe jajko :/ Nie na mój żołądek :-P Itadakimasu

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o podpisywanie komentarzy. W jakikolwiek sposób. Dziękuję :)