środa, 18 kwietnia 2012

Crepe party

Ania, czy ten twój blog będzie tylko o jedzeniu?! - zapytała mnie jakąś godzinę temu Cecca, kiedy zobaczyła, że obfotografowuję kolejne pati*, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkiego, co znajdowało się na stole. Cóż... Nie miałam tego w planach, ale rzeczywiście - wyszło jakoś tak, że w kółko chwalę się tym, co jem. Japonia jest mocno droga, więc bardzo się cieszę, kiedy mam okazję najeść się za darmo albo za niewielkie pieniądze. A nasze party, jako że przygotowujemy je sami, są wyjątkowo ekonomiczne :).

Część odwiedzających tego bloga z niepokojem myśli o tym, co ja tu jadam. Zwłaszcza sukiyaki wzbudziło w co niektórych lekkie przerażenie ;). Tym razem będzie więc o wiele bardziej swojsko. Dzisiejsze party, które skończyło się niecałą godzinę temu, przygotowywali Francuzi (a właściwie jeden Francuz, Alexandre - bo drugi, Coco, okazał się być uczulony na sakurę i jego wyjście na hanami zakończyło się wizytą w szpitalu...). Nazywało się to szumnie "crepe party". I choć moi tutejsi współlokatorzy usiłowali mnie przekonać, że to zupełnie co innego niż naleśniki, że crepe są cieńsze, to ja i tak wiem swoje - naleśniki Łukasza wyglądają absolutnie identycznie jak to, co przed chwilą jadłam :).

Jakby nie mogli nazwać tego pancake party. A tak ludzie nie umieli tego poprawnie wymówić i wychodziły z tego różne crab, a nawet (moje ulubione) crap party...

Przyszłam na miejsce, kiedy impreza była już w pełni rozkręcona. Tzn., dobra połowa naleśników była już zjedzona, a wszyscy byli w doskonałych humorach.



Nie mam pojęcia, gdzie oni pokupowali okład na te naleśniki. Najwyraźniej, wbrew moim obawom, można tu kupić i smaczną czekoladę, i śmietanę. A już się poddałam...! Muszę dokładniej przeszukać Lawsona...



Oczywiście, wszystkie naleśniki zniknęły ze stołu w błyskawicznym tempie. Biedny Alexandre, który został sam ze wszystkim na głowie i najwyraźniej nie spodziewał się, że wszyscy będą mieć taki spust, usiłował zdobyć od ludzi mleko, mąkę, masło i jajka. Wspólnymi siłami udało nam się jakoś zgromadzić co trzeba (ja akurat miałam na zbyciu mleko) i chłopacy zabrali się za smażenie kolejnej partii.

Zestresowany Alexandre...


...i pomagający mu Nathan. A przynajmniej jego ręka ;).


Dobre 7/8 I-Housu czekające na jedzenie...


...Fei, czyli Panda-chan, wyjadająca bitą śmietanę z miski...


...Tobi, zdaje się, że ukrywający się pod stołem przed Ceccą (sekuhara kwitnie ^^)...


...Amy z naleśnikiem, Fei i znów Tobi, który najwyraźniej ma ochotę na naleśnika ;).


I znowu Fei i Amy. I kubki z czekoladą...


...którą koniecznie muszę znaleźć w sklepie!


Gochisosama deshita*.

4 komentarze:

  1. Obstawiam, że Alexandre jest Bretończykiem ;)
    Ps. Pozdrowienia z Bretanii. Naleśniki jadłam w sobotę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że u mnie w akademiku nie ma takiej wspaniałej atmosfery, jaka panuje u Was...
    Zrobiłaś mi smaka na naleśniki! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę gdzieś skoczyć na naleśniki. Narobiłaś mi smaku. ALbo kogoś nakręce żeby zrobił naleśniki.

    BTW - jak Twoje zdrowie i samopoczcucie ? Jak zniosłaś zmianę strefy czasowej i zmianę nawyków żywieniowych ?

    Gorące pozdrowienia. Miłego dnia !

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj coś czuję, że niedługo i u nas naleśniki będą ;P A Ci powiem, że moje naleśniki chyba też tak wyglądają - nie wiem jak w smaku :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o podpisywanie komentarzy. W jakikolwiek sposób. Dziękuję :)